Ołeksij Dytiatjew jest piłkarzem ukraińskim, występującym w Cracovii. Ma na własnym koncie ponad 80 meczów w składzie „pasów”, strzelił trzy gole i oddał tyle samo asyst. Ponadto w 2020 roku położył cegłę w pierwszym w historii zwycięstwie drużyny z Krakowa w Pucharze Polski. Od pierwszych dni rosyjskiej inwazji na pełną skalę aktywnie pomaga zarówno armii ukraińskiej, jak i ukraińskim uchodźcom w Polsce. Oto świetny wywiad naszego specjalnego korespondenta Gliba Skrypczenko z zawodnikiem z Nowej Kachowki, tymczasowo okupowanej przez orków.
– Ołeksij, brzmi banalnie, ale jak zaczął się twój poranek 24 lutego?
– Z tego, że obudziła mnie moja żona. Na początku nie rozumiałem, co się dzieje. Powiedziała mi, że wybuchła wojna i od razu zaczęliśmy dzwonić do wszystkich naszych krewnych.
– Od kilku tygodni, a nawet miesięcy toczyły się rozmowy o możliwej inwazji rosyjskiej. Czy wierzyłeś, że to może się zdarzyć?
– Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się i nie wierzyłem, że to możliwe. Bez względu na to, jakie ćwiczenia wojskowe wykonywali, na nich zawsze bawili się mięśniami. Nie mogłem uwierzyć, że rosjanie mogą ponownie wkroczyć na nasze terytorium po Krymie, Doniecku i Ługańsku.
– À propos Doniecka. W 2014 roku rosja okupowała Donieck właśnie wtedy, gdy grałeś w Olimpiku. Powiedziałeś, że wtedy byłeś na bazie treningowej klubu, a twój dom znajdował się w pobliżu donieckiego centrum telewizyjnego. Teraz rosja okupowała twoje rodzinne miasto Nowa Kachowka. Można powiedzieć, że zapukała do drzwi twojego domu już po raz drugi…
– Tak, wtedy mieszkaliśmy w Doniecku w pobliżu centrum telewizyjnego i już opowiadałem, że dzień wcześniej na ukraińskich kanałach mówiono, że będzie zajęcie centrum telewizyjnego. Ja też w to nie wierzyłem tak jak na początku tej wojny 24 lutego. I rzeczywiście, przed nami, w odległości pięciu metrów, niedaleko centrum telewizyjnego strzelali, jacyś ludzie w czarnych maskach przyjechali samochodami. Od tego tak naprawdę zaczęło się wszystko w Doniecku. Wtedy wysłałem swoją rodzinę do Nowej Kachowki i wszyscy wiedzą, co się stało z biegiem czasu…
– Porozmawiamy trochę o Nowej Kachowce. Twoje rodzinne miasto jest okupowane od pierwszych dni wojny. Masz jakąś informacje, kontakt z bliskimi?
– Mieszkają tam moi rodzice, związek z nimi okresowo znika, ale nie dzieje się to dłużej niż jeden dzień. W porównaniu z miastami, w których toczą się zacięte walki, jest tam oczywiście spokojniej. Ogólnie rzecz biorąc, Nova Kachowka jest teraz naprawdę zajęta przez orków, oni zaczynają wprowadzać niektóre swoje „prawa”, przedsiębiorcy są zmuszeni płacić odsetki od dochodów. Można powiedzieć, że lata 90. właśnie wróciły. Są represje wobec wszystkich osób proukraińskich, w tym dziennikarzy i osoby deputowane. Nawiasem mówiąc, kilka dni temu w pobliżu swojego domu w Nowej Kachowce uprowadzono kobietę, sędzię piłkarską Irynę Pietrową. Aktywnie wyrażała stanowisko proukraińskie. Mamy nadzieję, że z nią jest wszystko w porządku.

Ludzie sprowadzani są do piwnicy na komisariat, okupanty utworzyli tak zwaną „milicję”. Są ludzie, którzy z nimi pracują, ale one nie są zbyt mądre — po prostu nie rozumieją, że wkrótce będą uciekali razem z nimi. Ogólnie nastroje w mieście są teraz bardzo ponure. Ludzie nie wiedzą, czego się spodziewać: nie ma pracy, normalnego życia, niczego. Wychodzą na zewnątrz, widzą tych okupantów i natychmiast ich dzień się psuje. Bycie tam jest psychologicznie bardzo trudne.
Bardzo niebezpiecznie jest wyjeżdżać gdzieś w kierunku Chersoniu albo Krzywego Rogu, bo tam są bitwy. Od Nowej Kachowki do Chersoniu znajduje się około 17 punktów kontrolnych orków, mężczyźni są rozbierani do skarpetek i majtek, badani są tatuaże i oglądane telefony komórkowe. Nieraz ludzie byli zabierani na punkty kontrolne i nigdy więcej ich nie widziano. Istnieją krymscy (kontrolowani przez Rosję) przewoźnicy, którzy zorganizowali deportację ludzi z Nowej Kachowki nawet do Polski. Ale tu jest kwestia wyboru ludzi: kto jest gotów usiąść, pojechać na terytorium Krymu i Rosji, a przez Rosję dostać się do Polski? Czy jest gwarancja udanego przyjazdu? Oczywiście, że nie. Moi krewni od razu powiedzieli twarde „nie”. Zwłaszcza w sprawie przejazdu przez Krym i do rosji.
– Wszystkich przeraziły zdjęcia z wcześniej okupowanych miast – Buczi, Irpeniu, Gostomela. W Nowej Kachowce obecnie nie ma czegoś takiego?
– Nie, większość orków zachowuje się mniej więcej normalnie. Przynajmniej nie słyszałem o przypadkach podobnych do tych w Buczi i Irpeniu. Ludzie są selektywnie zabierani do piwnicy na komisariat, gdzie mogą siedzieć miesiącami. Dotyczy to aktywistów, dziennikarzy i ogólnie wszystkich osób proukraińskich. Dlatego tak, jest tam łatwiej niż w nazwanych miastach regionu kijowskiego, ale nie można powiedzieć, że żyję się tam łatwo.
– rosyjscy okupanci wtykali nos w nowokachowską piłkę i na cześć 9 maja zorganizowali tam pseudoturniej. Co o tym powiesz?
– Kiedy usłyszałem o takim „turnieju”, byłem pewien, że żaden z mieszkańców miasta nie zgodzi się na wzięcie udziału w nim. W czasach, gdy ZSU walczą o naszą wolność i przyszłość, rozważanie pobiegnięcia do piłki nożnej pod tricolorem jest zdradą i cynizmem. Ale, jak się okazało, w kręgu moich znajomych (już dawnych oczywiście) byli tacy, którzy brali w tym udział — grali albo sędziowali mecze. Delikatnie mówiąc, byłem zaskoczony. Wojna zdjęła z niektórych maski. Obcy stali się swoimi, swoje – obcymi. Wszyscy kolaboranci rasistów prędzej czy później będą musieli odpowiedzieć za swoje czyny.
– Jakie są losy twojego macierzystego klubu – Energii z Nowej Kachowki? Jesteś jego wychowankiem, kiedyś zaczynałeś tam grać. Gdzie są teraz zawodnicy, trenerzy, management?
– Nic dziwnego, że klub w okupacji właściwie nie istnieje. Odnośnie graczy – nie znam dokładnie każdego z nich, bo grałem w Energii bardzo dawno temu. Wiem, że wiele osób wyjechało, wywiozło krewnych. Są zawodnicy, którzy odeszli i szukają klubów w Polsce, poprosili mnie o pomoc w tej sprawie. Chodzi o tych, którzy mają troje lub więcej dzieci i którzy mieli prawo opuścić terytorium Ukrainy.
– Polska. Mieszkasz i grasz w tym kraju od prawie 5 lat. Czy zaskoczyło Cię poparcie Polaków udzielone Ukrainie i Ukraińcom?
– Byłem bardzo zaskoczony! Polacy stali się bardzo aktywni i to jak pomagają… Szczerze mówiąc, nie wiem, kto jeszcze tak pomagał. Możemy narysować paralele i powiedzieć, że każdy kraj ma gównianych ludzi. Nie jesteśmy wyjątkiem. We Lwowie jest dość tak zwanych „przedsiębiorców”, którzy trzykrotnie podwyższają ceny dla migrantów ze strefy aktywnych działań wojennych. Moi krewni wynajmują pokój w domu we Lwowie, a tam właściciel wynajmuje pokoje migrantom. Ogólnie czynsz za dom wynosi 90 tysięcy hrywien miesięcznie, więc wiesz! A to nie jest nawet sam Lwów, tylko miejscowość pod Lwowem!
I dla porównania: są Polacy, którzy bezpłatnie osiedlają uchodźców z Ukrainy w swoich mieszkaniach. Zadziwia mnie to. Generalnie, jak powiedziałem, wojna bardzo dobrze zdjęła wszystkie maski. Od rzekomych znajomych, od rzekomych przyjaciół. Można powiedzieć, że lista została wyczyszczona. Nie wymienię nazwisk, ale wielu zachowywało się brzydko. Może to problem moich wygórowanych oczekiwań, ale kiedy wojna się toczy, oczekuję, że ludzie zareagują, będą krzyczeć, pomagać. Niektórzy wybrali taktykę, że to ich nie dotyczy, chociaż to nie jest tak.
– Wielu ukraińskich piłkarzy (m.in. Andrij Bohdanow i Ołeksandr Alijew oraz trener Jurij Wernydub) poszło na front, w szczególności bronią nasz kraj ultras różnych klubów. Co powiesz o polskich fanach?
– Byłem na krakowskim sektorze ultras z ukraińską flagą i czułem tam pełne wsparcie. Właściwie można obejrzeć ten film – wyczerpująco pokazuję to!
– Zawodnik warszawskiej Legii Ihor Charatin powiedział, że piłkarze stołecznego klubu, przede wszystkim Polacy, są tak bardzo zainteresowani wydarzeniami na Ukrainie, jakby to była ich ojczyzna. Cały czas przychodzą, zadają pytania, uczą się, a czasem sami coś opowiadają. Miałeś coś podobnego w Krakowie? Jak na sytuację reagują gracze z innych krajów?
– Oni też ciągle pytają. Na razie jestem w drugim zespole Cracovii i szukam nowej drużyny, więc nie mogę powiedzieć, jak obcokrajowcy reagują na te wydarzenia w pierwszej drużynie. Ale kiedy mnie zobaczyli, wszyscy podeszli do mnie, zapytali, jak się czuje moja rodzina, czy wszystko jest w porządku.
Jeśli chodzi o Polaków, to niedawno wystawiłem koszulkę na licytację i jedna osoba przyjechała po odbiór. On, Polak, powiedział wtedy: „Dziękujemy Ukraińcom, że walczycie nie tylko o siebie, ale i o nas”. Rozumieją, że jeśli nie powstrzymamy tego zła, to również do nich przyjdzie. Tak to postrzegają i jasno rozumieją. Polacy oddają ostatnie pieniądze, pokoje, aby pomóc naszym uchodźcom.
– To mocno kontrastuje z innymi sąsiadami Ukrainy. Na przykład z Węgrami …
– Tak to prawda.
– Nie jesteś jedynym Ukraińcem w Cracovii, gra tam również Jewhen Konoplanka. Czy koordynujecie razem pomoc armii ukraińskiej i Ukraińcom w Polsce?
– Tak, w jakim stopniu to możliwe. Jewhen ze swojej strony przekazuje pieniądze i pomaga finansowo. Jest zaangażowany w tę sprawę razem z Romanem Zozulią, wieloletnim partnerem w Dnieprze i reprezentacji Ukrainy. Ze swojej strony pomagam też z pieniędzmi. Pomagamy, ile i czym możemy, rozwiązujemy problemy logistyczne. Tłumaczeń jest dużo, ludzie szukają tu mieszkania i pomocy. Nie mówią po polsku, więc staram się pomagać logistycznie, robię tłumaczenia, łączę się z ludźmi wynajmującymi mieszkania. Wiele różnych rzeczy. Jest tu dużo ludzi, którzy zbierają pomoc humanitarną, pieniądze na amunicję, kamizelki kuloodporne, które trzeba dowieźć do granicy.
– Również w twoim mieście, w stanie głównego rywala „pasów” – Wisły, gra Giorgi Citaiszwili. Jest Gruzinem, ale dorastał i grał na Ukrainie, z młodzieżową reprezentacją zdobył puchar świata w 2019 roku. Czy miałeś z nim kontakt w sprawie pomocy Ukrainie?
– Nie, nie komunikowałem się z nim. I Jewhen (Konoplanka) też, chociaż nie mogę powiedzieć na pewno.
– W Polsce gra jednocześnie kilku Ukraińców i piłkarzy związanych z naszym krajem. Rozmawiałeś z Charatinem, Verbićem, Kendziorą i innymi?
– Zacząłem komunikować się z Charatinem od początku inwazji rosyjskiej, pomógł mi w sprawie uchodźców ukraińskich w Warszawie. Również jestem w stałym kontakcie i pomagam Ukrainie i Ukraińcom wspólnie z Artemem Putiwcewym (pochodzi z Charkowa, gra w Bruk-Bet Termalice z miasta Nieciecza, które podobnie jak Kraków należy do województwa małopolskiego).

– W centrum Krakowa można zobaczyć ogromne graffiti przedstawiające Wołodymyra Zełenskiego. Postać Prezydenta Ukrainy jest w Polsce bardzo popularna?
– Tak, tutaj Zełenskiego można zobaczyć na okładkach wszystkich magazynów, a o Ukrainie ciągle mówi się w radiu i telewizji. Teraz być może w mniejszym stopniu. Myślę, że chcą, żeby Polacy też mieli psychologiczny odpoczynek, bo przez pierwsze półtora miesiąca włączasz radio, a cały czas są newsy o Ukrainie. Teraz zaczynają to robić rzadziej, ale wciąż nikt nie zapomina o naszym kraju i stale mu pomaga.
– Każdego wieczoru na krakowskim rynku (centralny plac miasta, z jednej strony przypomina lwowski „imiennik”) odbywają się proukraińskie wiece. Też brałeś w nich udział?
– Nie, bo nie mam na to czasu. Tutaj każdy pomaga, jak i czym może. W moim przypadku czas jest bardzo kosztowny na samo stanie i zrobienie zdjęć z flagą. To jest dobre i przydatne, ale w moim przypadku można zrobić więcej dobrego i korzystnego gdzie indziej.
– Nie mogę nie zadać jednego pytania o piłkę nożną. Obecnie występujesz w drugiej drużynie Cracovii, ale w ostatnich meczach nie pojawiałeś się na boisku…
– Trudna sytuacja. Mój kontrakt wygasa w czerwcu, a teraz aktywnie szukam klubu.
– Chciałbyś zostać w Polsce?
– Polska jest priorytetem, bo moja córka chodzi tu do szkoły już drugi rok. Jeśli nie znajdę klubu w Polsce, wyjadę za granicę, ale rodzina powinna tu zostać. Przynajmniej taki mamy plan.
– Czy planujesz wyjazd na Ukrainę? Rozumiem, że będziesz miał prawo wrócić potem z powrotem do Polski, bo masz kontrakt z klubem zagranicznym.
– Nie wiem, czy będę miał prawo wyjazdu, ale gdybym tam byłbym bardziej przydatny niż tutaj, to bym wrócił. Na początku wszyscy czuli się winni, że nie są na Ukrainie. Też miałem podobne myśli, ale potem zdałem sobie sprawę z jednej prostej rzeczy: każdy musi wykonywać swoją robotę. Nie jestem żołnierzem i nie przyda mi się zbytnio karabin maszynowy. Jeśli mogę tu pracować, zarabiać pieniądze i wysyłać je, pomagając ludziom, to może właśnie to muszę robić. Musisz długo ćwiczyć, żeby pójść do wojska, a ja mogę grać tylko w Counter Strike. Po prostu pójść wziąć karabina maszynowego i umrzeć – jaka będzie ze mnie korzyść?
– Chciałbym zakończyć wywiad chyba najtrudniejszym pytaniem w sensie moralnym. Teraz Bohaterowie Ukrainy z Pułku Azowskiego i 36. Oddzielnej Brygady Morskiej pokazują cuda bohaterstwa w zakładzie Azowstal w Mariupolu. Cały świat już mówi o strasznych warunkach, w jakich się znajdują, a żony naszych żołnierzy zostały osobiście przyjęte przez papieża Franciszka. Około półtora miliona osób podpisało petycję o procedurę „wydobycia”…
– Nasi Bohaterowie, którzy są na Azowstalu, są przykładem odwagi, heroizmu i czym jest przysięga wobec narodu ukraińskiego. Jestem zszokowany tym, co ostatnio zrobili. Teraz cała Ukraina budzi się i zasypia, myśląc o naszych Żołnierzach. Wierzymy, że można ich uratować!
Nasi Bohaterowie na Azowstalu nie poddali się piekielnym mękom od ponad 70 dni i bronią naszych wolności i interesów. Nie poddają się, walczą do końca. A teraz niech wszyscy zadają sobie pytanie: czy jestem godny tego, co dla nas robią? Patrząc na działania niektórych osób, mogę śmiało powiedzieć, że nie, niegodne.
– Bardzo mocne słowa. Dziękuję za rozmowę i ogromną pomoc Ojczyźnie za granicą. Chwała Ukrainie!
– Chwała bohaterom!
Z Ołeksijem rozmawiał Glib Skrypczenko