W tym sezonie Śląsk Wrocław walczy o mistrzostwo Polski, a ważnym architektem tego sukcesu jest trener drużyny Jacek Magiera. Kariera szkoleniowca jest ciekawa i pełna ważnych osiągnięć w różnych zespołach. Z Legią udało się wygrać mistrzostwo Polski i dobrze zaprezentować się w Lidze Mistrzów, z reprezentacją Polski U-20 awansować do 1/8 finału mistrzostw świata. W tym wywiadzie postarałem się trochę przybliżyć Państwu sylwetkę Jacka Magiery, przede wszystkim koncentrując na wrocławskim etapie jego kariery.
Z Legii odszedł Pan po porażce ze Śląskiem, a ze Śląska po porażce z Legią. Ciekawy symbolizm, co Pan o tym myśli?
Wcześniej rzeczywiście myślałem o tym jak o niespodziewanej sytuacji. Tym bardziej że za pierwszym razem, kiedy byłem trenerem Legii Warszawa ja, zostałem zwolniony z klubu, będąc na trzecim miejscu w tabeli. Gdybyśmy wygrali to spotkanie ze Śląskiem Wrocław, bylibyśmy na pierwszym miejscu w tabeli.
Także ja tego nie do końca rozumiałem. Mieliśmy wtedy średnią punktów 2,17 na mecz — to jest bardzo dobry wynik. Natomiast taką decyzję wtedy podjął właściciel klubu i nic nie mogłem na to poradzić. Dzisiaj patrzę na tą sytuację normalnie, tak samo, jak i na to, co się wydarzyło później w Śląsku Wrocław.
Nie analizuję tego, dlaczego to się stało. Wtedy poświęciłem ten czas wolny dla siebie na to, aby nawiązać relacje z rodziną, dziećmi, i działać z pozytywnym nastawieniem do tego, że jak obejmę następny klub, to będziemy pełną mocą i tak to się stało. Nie spodziewałem się tego, że wrócę do Wrocławia, natomiast życie tak się potoczyło, że tu jestem po raz kolejny, z czego się bardzo cieszę. Wierzę w to, że zbudujemy tutaj podstawy do tego, aby Śląsk Wrocław był zespołem, który przez lata będzie w górnej części tabeli i będzie klubem, o którym się będzie mówiło jak najlepiej.
Nie miał Pan wątpliwości, że w przypadku spadku Śląska do Pierwszej ligi może to być piętno na Pana reputacji?
Życie to jest przede wszystkim podejmowanie wyzwań i tak do tego podszedłem. Nie brałem pod uwagę spadku mimo tego, że Śląsk był w bardzo trudnej, nawet beznadziejnej sytuacji. Natomiast wierzyłem w to, że będę potrafił na tyle wykrzesać z tej drużyny, że się utrzymamy. Fakt, trzy kolejki do końca mieliśmy pięć punktów straty do bezpiecznej strefy. Na pewno w wielu głowach budziły się wątpliwości czy jesteśmy w stanie to zrobić, ale wygrane z Wisłą Płock i Miedzią Legnica, przy dobrym układzie innych spotkań, spowodowały, że znaleźliśmy się nad kreską i ja się z tego powodu bardzo cieszę.
Uważam, że Wrocław zasługuje na Ekstraklasę. Tym utrzymaniem daliśmy kolejny czas, aby móc cieszyć się meczami na najwyższym poziomie sportowym. To, co się wydarzyło jesienią tego sezonu przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Z ponurego stadionu, gdzie często brakowało kibiców, nagle dwa razy mieliśmy komplet publiczności. Myślę, że mecze takie jak z Lechem, Jagiellonią czy głównie z Legią Warszawa, kibice zapamiętają na długo, bo to były świetne widowiska. Były wygrane, a seria zwycięskich spotkań, jakie zanotowała drużyna, też przeszła do historii klubu.
Natomiast wiemy, że trzeba to cały czas utrzymać, że jesteśmy zespołem, który cały czas buduje, w którym potrzeba będzie jeszcze wiele pracy włożyć, aby osiągnąć tę stabilizację, która jest bardzo ważna. Dzisiaj pod kątem Śląska Wrocław wiele osób mówi z takim pozytywnym spojrzeniem, inaczej niż było to rok temu, dwa lata temu.
Wcześniej, w pierwszym okresie pracy w Śląsku, korzystał Pan z formacji z trzema środkowymi obrońcami. Czy teraz gra w formacji z czwórką ma na celu większy pragmatyzm, czy były inne powody rezygnacji z tego pomysłu?
Chcemy być elastyczni, jeżeli chodzi o to, jak grać. Wcale nie mówię, że za jakiś czas nie wrócimy do gry trójką obrońców, wszystko będzie zależało od tego, jakich mamy zawodników w szatni, aby z każdego wydobyć jak najwięcej pozytywów. Dlatego dzisiaj gramy z czwórką obrońców i uważam, że tę zespół jest predysponowany do tego, aby w ten sposób grać.
Mówiono, że miał Pan konflikt z Erikiem Exposito. Czy te plotki są prawdziwe i co Pan zrobił, żeby uregulować tę sytuację?
Prawda jest taka, że ja nigdy z nikim nie miałem konfliktu, jeżeli chodzi o pracę na linii trener — zawodnik. Oczywiście możemy się w pewnych kwestiach różnić, a to dlatego, że ja z każdego zawodnika staram się wydobyć najwięcej jakości i widząc, jaki ten zawodnik ma potencjał, wymagam od niego, żeby z niego korzystał. Dbał o siebie, dawał drużynie to, co najlepsze, cieszył się swoją postawą na boisku. Dlatego z Erikiem tak było — wytłumaczenie pewnych rzeczy, w jakim miejscu się znajduje, w jakim za chwile może być, co może zrobić dla drużyny, co może zrobić dla siebie.
Cele — to jest to, co robisz każdego dnia i do czego dążysz. Chcąc nie chcąc, aby osiągnąć sukces, musisz radzić sobie z wieloma rzeczami, które masz przede wszystkim w głowie. Ja uważam, że najważniejsze jest to, aby słowo “motywacja” zamienić na “samodyscyplina”, aby była cały czas pasja, energia, pokonywanie własnych słabości, barier, rzeczy, które są niewygodne. Sport nie lubi strefy komfortu i myślę, że taki komfort, czyli samozadowolenie, jest najgorszą rzeczą dla zawodników. Być może w tamtym momencie, kiedy tę drużynę obejmowałem, zbyt dużo było patrzenia tylko na siebie, bądź też na rzeczy dookoła, a nie skoncentrowania się na tym, co można tej drużynie dać.
Erik wysłuchał, zrozumiał, myślę, że wprowadził pewne rzeczy w życie. Mieliśmy przykład tego jesienią kiedy grał świetnie, strzelał gole, był liderem zespołu. Dzisiaj mamy sytuację taką, że za chwilę kończy mu się kontrakt, to też jest dla niego nowe rozdanie. Może zostanie w Śląsku, a może pożegna się z wrocławską publicznością wrocławską sukcesem, z dobrym wynikiem na koniec. I w jego skórze będąc, ja by robił wszystko, abym został zapamiętany tutaj jako “Król Wrocławia” i potwierdzał swoją dyspozycję każdego meczu, tak jak to miało miejsce jesienią. Negocjacje w sprawie kontraktu się toczą, na pewno nie będzie to łatwe, ale liczę na to, że jeśli Erik latem odejdzie, to do końca tego pobytu tutaj we Wrocławiu będzie prawdziwym liderem zespołu.
Bardzo ważnym elementem gry Pana zespołu jest dyscyplina. Każdy musi wykazywać profesjonalizm i gotowość do gry dla drużyny, w przeciwnym razie zawodnicy mogą pozostać na ławce rezerwowych lub nawet zostać odesłani do innych klubów, jak to miało miejsce z Diogo Verdascą i Victorem Garcią, którzy zostali zawieszeni od treningów z klubem latem. Dlaczego budowanie dyscypliny jest tak ważne?
Pracuję z ludźmi. Jak popatrzymy sobie na plakat piłkarski, tu jest 28 zawodników i każdy jest inny, każdy myśli o sobie, swojej karierze. Ta osoba, która siedzi na środku, czyli ja, nie może patrzeć na siebie, tylko na każdego z osobna i wydobyć z niego maksimum tego, co ma. Uważam, że dyscyplina nie jest najważniejsza, bo można wprowadzić dyscyplinę sztuczną, dyscyplinę, gdzie będziemy biec na posiłek albo zakładać przy trzydziestu stopniach długie spodnie, bo tak sobie ustalimy w regulaminie. Ja bym bardziej szedł w kierunku samodyscypliny.
I to chcę wpajać swoim zawodnikom. Myślę, że nasze relacje, które zbudowaliśmy, są na dobrym poziomie i na dużym procencie zaufania. Natomiast tego zaufania nie można też wykorzystywać w sposób nagminny, bo to może przerodzić się w samozadowolenie, a tego nie chcemy. Dlatego ta bariera, która między nami jest, ma pobudzać zawodników do myślenia nad swoją postawą. A wiadomo, że są oni rozliczani dzień po dniu na treningach, a tydzień po tygodniu na stadionie.
Gen zwycięzcy — to mit?
Ma to sens, jest to bardzo ważne, żeby nauczyć drużynę wygrywać i my w tamtej rundzie to zrobiliśmy. Szesnaście meczów bez porażki na pewno robi wrażenie, doskonały wynik. I ten gen zwycięzcy jest ważny, nawet w momentach takich, kiedy gra nie układała się tak, jakbyśmy chcieli, ale poprzez determinację, samodyscyplinę, bycie razem, jedność, dążenie do zwycięstwa można to osiągnąć i chcemy to kontynuować.
Teraz chcemy wrócić na zwycięską ścieżkę. Wiemy, że ta drużyna w zeszłym sezonie rozpaczliwie walczyła o miejsce w Ekstraklasie, praktycznie spadła już w pewnym momencie, nikt na nią nie stawił, a dziewięciu zawodników z obecnego podstawowego składu w tej drużynie grało. Myślę, że tutaj dużą rolę odgrywa głowa, o której mówimy, w niej pokonujemy te wszystkie słabości, bariery, dobra intensywna praca każdego dnia spowodowała, że ta drużyna uwierzyła. Natomiast trzeba to kontynuować i każdy zawodnik ma być świadomy tego, że nie można się wyłamać, na momencie, kiedy ktoś z nas zdrzemnie, to będziemy mogli mieć problemy, bo tylko jednością jesteśmy w stanie osiągnąć zamierzony sukces.
Śląsk obecnie jest jednym z najlepszych zespołów w fazie przejściowej od obrony do ataku w lidze, dzięki czemu udało się osiągnąć ten sukces?
Jest to praca całego sztabu. To miejsce, w którym teraz jesteśmy, nie jest tylko zasługą Jacka Magiery. Ja oczywiście zarządzam zespołem, natomiast praca, która wykonują moi współpracownicy, ma takie efekty. Myślę, że też zbudowanie tej więzi między nami, tego zrozumienia, powoduje to, że jesteśmy w tych fazach przejściowych naprawdę dobrzy. I chcemy to kontynuować, bo dzisiaj piłka nożna jest coraz bardziej dynamiczna, tych faz przejściowych jest mnóstwo. Dużo znaczy odbiór drugiej piłki, bliskość siebie, podążanie za akcją, wbieganie za linię obrony, są momenty, gdzie grasz w fazie niskiej, średniej, wysokiej obrony, także tutaj trzeba cały czas znać swoje zadania, zachowania, aby to robić.
Najistotniejsze zawsze w sporcie i w piłce nożnej, aby wygrywać, jest skuteczność działań — czym więcej będziesz skuteczny w pojedynku, czym bardziej będziesz skuteczny w polu karnym, tym masz większe szanse na zwycięstwo.
Co może Pan powiedzieć na temat akademii Śląska? Jak efektywna jest i czy są jakieś kroki ze strony sztabu trenerskiego w sprawie wychowania zawodników w tych drużynach, są jakieś konsultacje z trenerami drużyn młodzieżowych w kwestii tego, żeby one grali podobnie do pierwszego zespołu?
No to od końca powiem — nie konsultujemy się, aby grali podobnie do pierwszego zespołu Śląska Wrocław, bo ci młodzi zawodnicy mają się przede wszystkim rozwijać, mieć szansę grać w różnych systemach, fazach i tutaj nikogo nie chcemy blokować. Różne rzeczy mogą na ich drodze kariery się znaleźć. Także mają być gotowi, pracować nad fizycznością, głową, mentalem, techniką, taktyką — czyli nad tymi obszarami, które są kluczem do tego, aby osiągać sukcesy. Wiadomo, że dzisiaj jestem w klubie dopiero 11 miesięcy od momentu powrotu, gdzie priorytety były zupełnie inne, niż patrzenie na akademię, młodych zawodników, aby ich wprowadzać.
Myślę, że to jest kolejny etap, na który potrzeba trochę czasu. Dzisiaj celem nadrzędnym było ty, aby drużyna ustabilizowała się pod kątem gry na poziomie Ekstraklasy. Jesteśmy w sezonie, w którym celem było zająć miejsce w górnej części tabeli, to drużyna na pewno osiągnie, czyli ta stabilizacja będzie. Kolejny sezon będzie to, aby utrzymać ten poziom i też wejść jeszcze na wyższy. Plus to, żeby z tych najbardziej wyróżniających się zawodników akademii Śląska wydobyć zawodnika / zawodników, którzy będą mogli zaistnieć na poziomie Ekstraklasy.
Natomiast oczywiście my możemy to sobie zakładać, najważniejsze jest to, jaka postawa będzie u danego zawodnika. Nikogo nie skreślamy, nikogo nie faworyzujemy. Jeżeli jakikolwiek zawodnik w akademii Śląska Wrocław, czy to będzie U-18, czy jeszcze młodszy, czy drugi zespół i na tyle będzie wyróżniał się na tle swoich rówieśników, dając sygnał, że warto mu dać szansę — to ja jestem pierwszy, kto zaprosi tego zawodnika na treningi z pierwszym zespołem.
Co jest ważniejsze w drużynie młodzieżowej, wynik czy kształtowanie zawodników?
Moim zdaniem zawsze się gra po to, żeby wygrywać. Nawet w momencie, gdy rywalizujesz ze swoim kolegą w jakąkolwiek grę, no to chcesz wygrać — taka jest natura człowieka i tak to ma być. Nie możemy doprowadzić do sytuacji takiej, że mówimy, że wynik jest nieważny, bo to jest bzdura, jest ważny. Natomiast nie ma jednej drogi, aby osiągnąć to, aby ten zawodnik wszedł na wysoki poziom. Oczywiście często się zdarza tak, że na tym poziomie juniorskim, trampkarskim za duży nacisk kładzie się na taktykę, stałe fragmenty, na to, aby ci zawodnicy realizowały jak roboty zadania na boisku. Myślę, że tutaj musimy bardziej się na to spojrzeć, aby była większa przestrzeń do tego, żeby mogli się rozwijać pod względem dryblingu, pojedynku, gry w niedowadze, przewadze i na takie rzeczy zwracać uwagę.
Dlatego uważam, że to jest problem złożony, temat, o którym można dużo mówić. Nie uważam, żeby było tak, że wchodzi trener do szatni i mówi, że “nie interesuję mnie wynik, możecie sobie grać”, bo za chwilę zmierzą się z czymś innym i to może źle wpłynąć na nich. Wynik jest ważny, ale rozwój, uważam, jest ważniejszy na tym poziomie juniorskim.
W jaki sposób mógłby Pan opisać profil Yehora Matsenki?
Jest to zawodnik o niesamowitej energii, który potrafi pobudzić zespół do walki. Ma charakter wojownika, człowieka, który się nie poddaje. W ogóle ta jego droga do pierwszego zespołu Śląska Wrocław jest piękna, jeżeli chodzi o to, jaką musiał przejść katorgę czy walki z samym sobą, żeby się nie poddawać, ile musiał przejść wsparcia dookoła siebie, ale ile determinacji. Yehor najpierw był w Legii Warszawa, później w Ursusie, potem trafił do Śląska Wrocław, gdzie był cały czas zawodnikiem, który był na poziomie drugiego zespołu, jak wszedł na trening pierwszego zespołu, to zaraz wracał do drugiego.
Ja powiem tak, pojechałem na jeden z meczów drugiego zespołu i po pięciu minutach tego, co zobaczyłem na boisku i zachowania Yehora postanowiłem dać mu szansę, bo widziałem w nim ogromny potencjał. To, czy on by to wykorzystał, czy nie — to już była sprawa jego. Jak widać, wykorzystał. Jest wygranym na pewno tego momentu, w którym Śląsk się dzisiaj znajduję, także to jest też droga i pokazanie innym, że cały czas trzeba być w gotowości, pracować nad sobą, bo nigdy nie wiesz, kto cię w danej chwili ogląda. Gdyby Yehor w tamtym spotkaniu, które oglądałem na boisku w Brzegu, zagrał słabo, nie byłby w pierwszym zespole. Zagrał dobrze, wykorzystał szansę, potwierdził później w treningach, że warto dać mu szansę i dzisiaj jest pełnoprawnym zawodnikiem Śląska.
Co było kluczowe w zmianie wyników Legii w fazie grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 2016/17?
Z sentymentem patrzę na to. Natomiast minęło od tego czasu siedem lat, wiele się wydarzyło w moim życiu. Uważam tamten czas za świetny, dużo pracowaliśmy pod kątem piłkarskim, mentalnym, wykorzystałem potencjał każdego z zawodników, którzy mieli to uśpione, nie wierzyli w pewnym momencie, że mogą osiągnąć sukces. Praca z nimi rozwinęła ich, klub, jak i mnie. Obejmując wtedy Legię, mieliśmy 12 punktów straty do miejsca, premiowanego awansem do europejskich pucharów i poprzez pracę wykonaną ze sztabem i zespołem to mistrzostwo Polski zdobyliśmy.
Natomiast to już jest historia, na to już nie mamy wpływu. To doświadczenie, które wtedy nabyłem, chcę wykorzystywać w pracę z zawodnikami w Śląsku, a co będzie dalej, zobaczymy.
Jak się udało prezentować taki poziom na tle europejskich drużyn? Czy mógłby Pan opisać taktyczny rysunek?
Wtedy graliśmy ze zdobywcą Ligi Mistrzów Realem Madryt, a później w 1/16 finału Ligi Europy graliśmy z finalistą Ligi Europy Ajaxem Amsterdam. Czyli te mecze były na europejskim poziomie. Chcieliśmy z Ajaxem grać w piłkę, być zespołem, który nie tylko się broni, ale też i atakuje, zdobywa przestrzenie, jest odważny, zdeterminowany do tego, aby osiągnąć sukces i rzeczywiście brakło nie dużo, żebyśmy z tym wielkim Realem wygrali. Odprawa przed meczem z nim trwała trzy minuty, gdzie wskazaliśmy tylko rzeczy kluczowe, podstawowe do tego, jak grać. Natomiast myślę, że największą pracę, jaką wykonałem — to to, aby w głowach uwierzyli zawodnicy, że z takimi drużynami, jak Real można wygrywać.
W tamtym sezonie udało się zdobyć mistrzostwo Polski dzięki dobrej grze w grupie mistrzowskiej. Patrząc na ogólny obraz kampanii, czuje Pan jakiś niedosyt wynikające z tego, że nie dano Panu czasu zbudować zespół tak, jak by Pan tego chciał i że można było więcej osiągnąć z tą drużyną?
Myślę, że z tamtą więcej nie. Powiedzmy sobie otwarcie, że po zdobyciu mistrzostwa Polski, meczach w Lidze Mistrzów siedmiu zawodników odeszło i to był trzon zespołu, gdzie potem próbowano budować w oparciu na piłkarzy o innej jakości piłkarskiej. Nie mam dzisiaj żadnego żalu, wtedy oczywiście to do mnie nie docierało, nie mogłem sobie z tym przez jakiś czas poradzić. Natomiast dzisiaj już patrzę na to zupełnie inaczej. Z perspektywy lat myślę, że dojrzałem do tego, co się wydarzyło, też patrząc na to, jak dalej te losy kolejnych trenerów były w klubie, pokazują, że wtedy to nie była wina trenera, tylko zarządzania, jakie miało miejsce i nie wszystko grało tak, jakbyśmy chcieli. Na pewno mnie to wzmocniło, uodporniło, nauczyło wielu innych rzeczy i dzisiaj jestem, uważam, innym trenerem, mającym ten bagaż doświadczeń, który wtedy się trafił.
Młodzieżowe Mistrzostwa Świata w 2019 roku uważa Pan za udane dla reprezentacji Polski?
Uważam, że to był bardzo udany moment pracy w reprezentacji i tutaj nie patrzymy na to, co mówimy pod kątem wyników. Gdybyśmy powiedzieli, że ta drużyna osiągnęła sukces wynikowy, no to jeden by powiedział, że tak, a drugi, że nie. 1/8 finału mistrzostw świata — to jest to, co zrobiliśmy. Natomiast dla mnie w tym momencie najważniejsze było to, ilu zawodników z tamtego czasu, kiedy pracowaliśmy, trafiło do pierwszej reprezentacji, dzisiaj stanowi o sile tej drużyny. Selekcja, którą dokonaliśmy, uważam, że w wielu przypadkach była trafiona i chyba ośmiu zawodników, z którymi wtedy pracowaliśmy na poziomie U-20 w 2019 roku zadebiutowało już w pierwszej reprezentacji Polski.
Najlepszy zawodnik, z którym pracował Pan w klubach?
Miałem mnóstwo zawodników, z którymi pracowałem, a byli świetni. Dzisiaj Sebastian Szymański jest europejskiej klasy zawodnikiem, ja go wprowadzałem do Legii jako młodego chłopaka, Vadis Odjidja-Ofoe, który był w Legii wtedy, także myślę, że oni.
Jaki trener i jego praca sprawili na Pana największe wrażenie?
Ja miałem wzorów, mentorów, kiedy byłem młodym chłopakiem i to głównie tym osobom, trenerom, które już niestety nie żyją, zawdzięczam dużo. To są osoby, które zaszczepiły we mnie wiele wartości, które dzisiaj kontynuuję i wprowadzam w życie w prace przy innych zawodnikach. Natomiast od wielu trenerów szukam inspiracji, nie mam jednego, o którym mogę powiedzieć, że na nim się wzoruję.
Jak rozwój w wielu obszarach, w tym czytanie książek wpływa na kształtowanie się zawodnika w przyszłości?
Myślę, że nie ma jednej drogi. Jeden czyta, drugi nie czyta i to nie świadczy o tym, że jest dobrym człowiekiem, czy też dobrym piłkarzem. To jest wiele czynników. Dzisiaj zawodnicy są bardziej świadomi, mają dostęp do wielu rzeczy, które pozwalają im przede wszystkim dobrze się zregenerować i pracować, ale otoczenie, środowisko, w którym się znajduję, jest najważniejsze.
Czy drużyny w Ekstraklasie znaleźli sposób na Pana drużynę?
Dla mnie dzisiaj, jako osobie prowadzącej ten zespół, najważniejsze jest to, aby złapać serię zwycięstw i na tym się koncentrujemy. Wiemy, że wiosna zawsze jest trudniejsza pod tym kątem, teraz wielu drużyn patrzę na Śląsk zupełnie inaczej, niż na początku sezonu. Wiosną jest ciężko, bo jedni grają o puchary i pojawia się presja, której na jesieni nie ma, drudzy walczą o utrzymanie i też pojawia się presja strachu, obawy przed spadkiem. Także tutaj pracujemy z ludźmi, to nie są komputery, którzy mają swoje słabości, problemy i oczekiwania, a czasami możliwości, w jakich się znajdują, nie pozwalają im wejść na wyższy poziom, więc konsekwentna praca i wydobycie z tych piłkarzy najwięcej, co można, a gdzie nas to zaprowadzi, zobaczymy.
Co Pan może powiedzieć dla kibiców z Ukrainy, które przeczytają ten wywiad?
Przede wszystkim pozdrowienia, żeby się trzymali. Wiemy, jaka jest sytuacja. Aby jak najszybciej ta wojna została zakończona i aby wróciła normalność. Tego życzę, normalności. A tych, którzy mieszkają we Wrocławiu, zapraszam oczywiście na stadion i nasze mecze.
Foto: Adriana Ficek, Getty Images